Kochana Kasiu!
Minęło już tyle miesięcy, a ja wciąż pamiętam naszą lipcową rozmowę. Rozmawiałyśmy o swoich sprawach, kiedy obok nas przeszła jedna z pielęgniarek i przechodząc zamieniła z Tobą kilka słów. Wynikało z nich, że w ostatnim czasie druga już z jej koleżanek, będąc w ciąży zrobiła badania prenatalne. Okazało się, że dziecko ma wady. Jest chore. Dla tego dziecka był to wyrok śmierci. Powiedziałaś, że na miejscu tej matki zrobiłabyś tak samo...
Może nie znamy się zbyt długo, ale przez kilka miesięcy spotykałyśmy się codziennie w szpitalu. Twój synek, podobnie jak moja Zosia, urodził się chory. Kubuś był bardzo chory, przechodził wielokrotnie operacje, miał infekcje, przechodził z jednego oddziału na drugi. Słyszał, ale bardzo mało widział. Na niewiele więcej, niż rok swojego życia, około miesiąca spędził w domu. A Ty do szpitala, kiedy Kubuś w nim leżał, przyjeżdżałaś codziennie PKSem z wcale nie bliskiej wioski, z przesiadką. Wyjątkowo zastępowała Cię jego Babcia, Twoja Mama.
Jego życie było króciutkie, ale dałaś mu wszystko, czego potrzebował, co było w Twojej mocy. Dałaś życie, codzienną opiekę i czułośc. Został ochrzczony. Nie chciałas dla niego uporczywej terapii. Nie chciałaś, aby cierpiał nad miarę. Panem jego życia i śmierci pozostał Bóg. Nikt własną ręką nie zadał mu śmierci. Otrzymał od Was, jego rodziców, chrześcijański pogrzeb i został opłakany. Pozostał w Waszych sercach.
A on? Po swojemu odzywał się do Ciebie. Pokazywał, że pomimo wszystko, może bardzo wolno, ale się rozwija. Skarżył się Tobie na swoje cierpienie, ale były też spokojne, bardziej słoneczne dni, kiedy widziałaś, że czuje się lepiej. Wyraźnie reagował na Twoją obecnośc i starał się, na miarę swoich możliwości, odpowiedzieć na Waszą miłośc.
Zobacz, jak odmienił Wasze życie! Nie zwierzałaś mi się z tego, co działo się wewnątrz Twojej duszy. Ale zaistniały pewne fakty, które świadczą o tym, że stałaś się dojrzalsza. Podjęłaś studia. Wasze małżeństwo dzielnie przetrwało tę trudną próbę. Bez niej może byś nie mogła doświadczyć, jak wspaniałego, dzielnego masz męża i jak bardzo on Cię kocha – a Ty jego. Przeprowadziliście się do miasta, udało się Wam (cudem?) wykupić mieszkanie do remontu. Już po śmierci Kubuś załatwił Ci pracę. Sama przyznałaś, że to musiało się stać za jego przyczyną. Może nawet polubiłaś bób? Czy to wszystko byłoby możliwe, gdyby Kubuś się nie urodził? Czy to by się stało?
Dziecko odeszło. Cierpienie pozostało. Ale w swoim sumieniu masz spełnione poczucie obowiązku. Czas z każdym rokiem będzie zbliźniał ranę. Na szczęście nie wiesz, jaką cenę zapłaciłabyś za aborcję. Tej rany czas łatwo nie zabliźnia. Kubuś byłby dzieckiem bez twarzy, którą chciałabyś poznać. Pozostałoby powracające pytanie, czy diagnoza na pewno była trafnie postawiona. Ten, kto kocha, daje szensę. W miłości nie ma miejsca na śmierć. Zespół poaborcyjny w jednakowym stopniu dotyczy kobiet, które wydały na śmierć dziecko zdrowe, jak te, które nosiły dziecko chore, tym bardziej potrzebujące miłości i bezbronne.
Spotkałam taką matkę, którą lekarz namówił na aborcję dziecka chorego. W rozmowie powiedziała zdanie, które prawdopodobnie usłyszała od lekarza: „To dziecko nie ma szans”. Jak łatwo zasugerowac takie rozwiązanie kobiecie, która traci grunt pod nogami, gdy słyszy o chorobie swego dziecka. Bardzo miła, delikatna, wrażliwa kobieta. Jej doświadczenie zraniło ją, czyniąc prawie nadwrażliwą na potrzeby swoich zdrowych dzieci.
Aborcja faktycznie pozbawia dziecko i jego rodziców tych szans, które im pozostają:
na pokochanie go takim, jakie jest,
na sprawdzenie diagnozy i poszukiwanie leczenia,
na jakikolwiek rozwój,
na chrzest i chrześcijański pogrzeb,
w końcu na choćby kilka chwil czułości i ciepła w ramionach rodziców.
Mówiłaś, Kasiu, że dobrze to przemyślałaś i nie zmienisz zdania. Jesteś pewna? Naprawdę chcesz tego pozbawić swoje następne dziecko, jeśli okaże się, że jest chore?
Jesteś chrześcijanką. Chrześcijanin poszukuje woli Bożej, aby ją wykonać. Czy taka może być w ogóle wola Boga, który miłuje życie, wobec chorego dziecka?
Zostawiam Cię z tymi pytaniami. Sama musisz dać na nie odpowiedź. Na zawsze pozostaniesz w mojej serdecznej pamięci. Życzę Ci wszystkiego, co najlepsze, dla Ciebie, Twojego wspaniałego męża i Waszych dzieci.
Szczęśc Boże!
Magdalena, mama Zosi
PS. Wiem, że młodszy braciszek Kubusia ma już kilkanaście tygodni. Urodził się zdrowy. Czy stało się tak za wstawiennictwem Kubusia (bo moim zdaniem on jest święty)?
Od Redakcji: Kubuś i jego mama to prawdziwe osoby, które poznała mama Zosi. Ich imiona zostały zmienione.